Koszatniczki.Info :: Forum dla opiekunów koszatniczek

O KOSZATNICZKACH => Problemy zdrowotne, choroby koszatniczek => Wątek zaczęty przez: Kondi w 12 Cze, 2018, 09:59

Tytuł: Porażenie prądem koszatniczki
Wiadomość wysłana przez: Kondi w 12 Cze, 2018, 09:59
Dzień dobry!
Chyba tu będzie najwłaściwsze miejsce na naszą historie.
 Jesteśmy po sporej traumie. Mówię „my” bo Kośka jest wszystkich , nie tylko dzieci. Tydzień temu w poniedziałek mieliśmy nieprzyjemny incydent z udziałem zwierzaka. Kośka jak zwykle biegała po domu. Zazwyczaj niespecjalnie przewodami się interesowała, wiec miała "wolną łapę" i chodziła gdzie chciała. Zrobił się wieczór i pora spać. Kośki nigdzie nie ma. Po kilkunastu minutach nawoływania znalazła sie za lodówką. Ale zwróciło naszą uwagę ,że dziwnie się zachowuje. Kiepska koordynacja ruchowa, ledwo podeszła, powłócząc tylnymi łapami. Coś się stało. Pierwsze co, przez myśl przeszło, może jakiś udar, wylew i częściowy paraliż. Wsadziliśmy ją do klatki i zwierz padł. Uszka po sobie, oczy zamknięte. Dzieci rozpacz. Nam tez zrobiło się niewesoło. Ale widze ,ze brzuszek sie porusza czyli  oddycha. Po chwili odzyskałem rezon i zacząłem się zastanawiać co się mogło stać, skoro godzinę temu jeszcze Kośka biegała. Odsunąłem lodówkę i .. przewód pogryziony. Co tu zrobić. Obejrzeliśmy ją ale nie miała żadnej ranki, opalenia, osmolenia sierści. Przykryliśmy ją jej „kocykiem”. Nastepnego dnia rano wcale nie było lepiej. Znaczy lepiej bo zwierz żyl i samodzielnie przemieścił się na swoje legowisko. Żona zabrała ja do osiedlowego weterynarza. Ale usłyszeliśmy, że „zostawić w spokoju”. A Kośka słabiuteńka ani nie jadła ani nie piła. Szybka decyzja – osiedlowy konował pojęcia nie ma o wykonywanym zawodzie, wiec inny lek. wet. Pojechaliśmy po południu. Tam pani obejrzała Kośkę i jak sama mówi, to jest jej pierwszy przypadek koszatniczki z podejrzeniem porażenia prądem. Sprawdziła brzuch i ogólny stan zdrowia. Dodam, że Kośka nic nie jadła i nie piła wiec zaczęliśmy się obawiać odwodnienia. Miała problemy z poruszaniem się. Pani doktor dała trzy zastrzyki: steryd, przeciwbólowy i witaminy. Obserwować i jutro przyjechać po południu (leki działają dobę). Do jedzenia próbować podać „gerberka marchwiowego” – takiego dla dzieci. Za pomocą watki moczyć pyszczek. Specjalnie w ciagu kolejnej doby stan Kośki  nie poprawił się. Cały czas polegiwała zakopana w swoich manelach. Znaczy, ze ją boli, bo jak zwierz śpi, chowa się, jest markotny to musi coś boleć. Przed kolejną wizytą u lekarza obejrzeliśmy Koskę i dostrzegliśmy opuchliznę dolnej wargi. Kolejne zastrzyki, obserwacja i ewentualna wizyta nazajutrz w przychodni. Wieczorem, Koska zaczęła jeść… posmakowała „gerberka”. Zjadła tyle co na koniuszku łyżki. Dobre i tyle. To dobry znak. Ale wciąż nie chodzi , kuleje. I tak do piątku jeździliśmy na zastrzyki z tym, że w piątek dostała tylko jeden. Witaminy miały stymulować ośrodek łaknienia. I faktycznie porcje jakie jadła były coraz większe oraz do jadłospisu dołączyły listki i gałązki wierzby.
Z dnia na dzień było coraz lepiej. Dzisiaj samodzielnie wskakuje na półeczki w klatce, biega w kołowrotku. Szybciej się meczy, to jest zauważalne ale wciąż jest z nami.
Tak więc naprawdę uważajcie na przewody elektryczne i jeśli coś się stanie – idźcie do dobrego weterynarza, bo jak w każdym zawodzie sa zwyczajnie słabi specjaliści.
Tytuł: Odp: Porażenie prądem koszatniczki
Wiadomość wysłana przez: dream* w 12 Cze, 2018, 11:38
Dzięki za ten wpis!
SimplePortal